Jazz ciągle ewoluuje
Z Piotrem Wyleżoł jazzowym pianistą i kompozytorem rozmawia Jolanta Potocka
Jako dziecko zdobywał pan nagrody na ogólnopolskich konkursach pianistycznych z repertuaru klasycznego. Ukończył pan Państwową Szkołę Muzyczną im. Karola i Antoniego Szafranków w Rybniku, potem Państwowe Liceum Muzyczne im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, a w 2000 roku został pan Absolwentem Akademii Muzycznej w Katowicach na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Kiedy i co zadecydowało o całkowitym oddaniu się jazzowi?
Jazz usłyszałem po raz pierwszy mieszkając w internacie Liceum Muzycznego w Katowicach, który był siedzibą Wydziału Jazzu Akademii Muzycznej w tymże mieście. Nie musiałem słuchać jazzu „po raz drugi”, żeby złapać tego bakcyla. Jednakże istnieje pewien stereotyp w myśleniu o jazzie, jako klasyce muzyki amerykańskiej z lat 40-tych i 50-tych, natomiast my żyjemy siedemdziesiąt lat później. Od tamtego czasu ta muzyka bardzo ewoluowała. Gdybyśmy grali dokładnie w takim stylu jak grano wtedy, to można by powiedzieć, że nie jesteśmy jazzmanami, ale że wykonujemy jazzową klasykę w ten sam sposób, jak wykonuje się dzisiaj utwory Brahmsa czy Mozarta. Jazz ciągle ewoluuje.
Szczerze mówiąc nie mam poczucia, że „całkowicie” oddałem się jazzowi, a bardziej muzyce w ogóle. Gdyby tak było, pewnie nie przyjechałbym do Londynu z programem opartym na dziełach klasycznych kompozytorów. Chyba, że zgodzi się pani ze mną, kiedy powiem, że Bach, Szymanowski czy Szostakowicz byli w pewnym sensie jazzmanami swoich czasów. Tworzyli muzykę improwizowaną poprzez komponowanie, a ja dziś mam możliwość improwizowania na bazie ich utworów, podobnie jak na bazie kompozycji Cole Portera czy Gershwina. Przede wszystkim w sferze harmonicznej cała historia muzyki klasycznej to wciąż kolebka coraz to nowych rozwiązań. Żeby przekonać się, że to wcale nic zaskakującego co powiedziałem, wystarczy posłuchać np. Arta Tatuma.
Najpierw było Trio, które występuje już od 10 lat. Trzecia płyta Tria to „Children’s Episodes”, która była nominowana do nagrody Fryderyka 2010 w kategorii Jazzowy Album Roku. Gra pan też w Kwintecie, Klasycznym Kwartecie i razem z pianistą Sławkiem Jaskułke tworzycie Duo Drum. Skąd tyle pomysłów na muzykę, skąd czerpał pan inspiracje?
Przy wielu zmianach warto jest mieć jakąś kotwicę, taki muzyczny kręgosłup. Tym jest na pewno indywidualny sposób gry, język jakim się posługuje, ogólna postawa wobec muzyki: chłonna, ciekawa świata, kreatywna. Nie ma miejsca na lenistwo. Po prostu budzę się rano po to, żeby coś zrobić. Rozwinąć się o kolejny krok. Studiować muzykę i życie. To ostatnie przynosi najwięcej pomysłów na muzykę!
Jak doszło do współpracy z tak utalentowanym skrzypkiem jak Nigel Kennedy i jak długo już razem gracie?
Moja współpraca z Nigelem po dzień dziesiejszy trwa już ponad 7 lat. Zaczęło się wszystko, jak to często bywa, od życiowych przypadków jak: „spotkał mnie, usłyszał, zadzwonił …“ i tak nagrałem z nim 4 albumy oraz koncertowe DVD i zwiedziłem wiele scen świata. Na pewno również trochę dodał mi wiary i przekonania, że klasycznych kompozycji jako jazzman nie muszę trzymać w żadnym mauzoleum, tylko je grać próbując interpretować i wyrażać z wyobraźnią współczesnego artysty (nie lubię tak o sobie mówić).
Współpracował pan też z wieloma wybitnymi muzykami jak Janusz Muniak, czy Jarosław Śmietana, Tomasz Stańko, czy Billy Hart. Jak ocenia pan to doświadczenie z perspektywy czasu?
Czuję się szczęśliwy mogąc grać ze świetnymi muzykami i każde takie doświadczenie rozwija i uczy. Najlepiej grać z lepszymi od siebie. Wtedy czasem muzyka unosi nas nad ziemię. To tak jak wiatr żagle.
Prowadzi pan klasę fortepianu jazzowego na Akademii Muzycznej w Krakowie. Czy jest duże zainteresowanie tego typu studiami i jak ocenia pan przyszłość jazzu?
Zainteresowanie jest bardzo duże. Kiedy ja studiowałem w Katowicach, była właściwie podobna ilość kandydatów do klasy fortepianu, a był tam jedyny w Polsce wydział jazzu. Teraz jest on na uczelniach wielu miast, więc zainteresowanej młodzieży wydaje się być znacznie więcej. Wśród nich jest wielu zdolnych ludzi, którzy są gwarantem kolejnych kroków ewolucji w muzyce, w tym muzyce jazzowej. Zatem przyszłość jazzu widzę bardzo zapracowaną, by za kolejnymi pokoleniami nadążyć. Poza tym dzięki globalizacji, „skurczeniu się” świata, miksowi kulturowemu, którego jesteśmy świadkami w naszych czasach, jak każde zderzenie, powoduje eksplozję. Tak między innymi powstał jazz i tak powstaje wiele innych gatunków. W ten sposób muzyka ciągle zyskuje nową świeżość i jestem spokojny o jej przyszłość.
29 i 30 listopada koncertował pan w Jarosławiu i w Niżnim Nowogradzie, w Rosji, a w planie jest koncert w Moskwie. 8 grudnia przyjeżdża pan na koncerty w Londynie. Czym kieruje się pan w przygotowywaniu repertuaru dla publiczności rosyjskiej, a czym dla angielskiej?
Właściwie narodowość tu nie ma znaczenia. Może w dalekiej Azji człowiek ma poczucie chęci pokazania „polskości“, ale w Europie wszyscy jesteśmy Europejczykami i ma to marginalny wpływ na wybór repertuaru. Program koncertów zależy bardziej od czysto muzycznej koncepcji zespołu. Wybieram skład, żeby odzwierciedlić słyszenie muzyki we własnej głowie. Wybrane instrumentarium, w przypadku londyńskich koncertów, pozwala również grać muzykę klasyczną. Wspaniałe, zapisane dzieła. Ale nie jestem aż tak pokorny, żeby nic w nich nie zmieniać, a przynajmniej nie oprawiać własnymi improwizacjami
Na Koncercie Konfraterni wystąpi pan w Klasycznym Kwartecie. Co zaprezentuje pan bywalcom Koncertów przy Kawie?
Chciałbym, żeby nawet dla mnie była to po części niespodzianka. Dlatego mimo pewnych punktów stałych, czyli np. Tria Schostakowicha, czy preludium Szymanowskiego nie chcę zamykać całości w żadne ramy. Potraktować wszystkie utwory, moje kompozycje, jak i te „klasyczne“ jako źródło pomysłów i pewną formę do improwizacji, a że zbliżają się święta, nie zabraknie też polskiej kolędy.