W 2001 roku przyjechała do Polski grupa amerykańskich uczennic, które napisały sztukę o Polce ratującej w czasie wojny żydowskie dzieci. W ten sposób, zupełnie przypadkiem, zapomniana w PRL-u Irena Sendlerowa z dnia na dzień stała się bohaterką mediów i symbolem wszystkich tych, którzy mieli odwagę sprzeciwić się złu. Warszawianka, która w czasie II wojny światowej wyprowadziła z żydowskiego getta setki osób, nie jest w książce Bikont postacią jednoznaczną. Zamiast pobożnej starszej pani, autorka pokazuje nam trzykrotnie rozwiedzioną, lewicującą ateistkę, mającą niezbyt dobre zdanie o Polakach (a takich przekłamań znajdziemy w książce znacznie więcej). Badacze holocaustu są zgodni: przyjęta i powielana liczba 2,5 tysiąca uratowanych dzieci to mit, liczba ta była znacznie mniejsza. Autorka przedstawia Irenę Sendlerową ponownie, demitologizuje, kreśli ludzki obraz osoby, którą uznawaliśmy za kryształową legendę. Przywraca także pamięć tych, bez których ta legenda nie mogłaby zostać zbudowana – pomimo tytułu, Sendlerowa nie jest tutaj jedyną bohaterką, przypomniana zostaje grupa niezwykłych Polek, które, narażając życie, poświęcają się ratowaniu najmłodszych więźniów getta. Wydobyta z cienia zostaje Stanisława Bussoldowa czy Jadwiga Piotrowska, która we własnym domu przechowała około pięćdziesięciorga żydowskich dzieci.
Z dokumentów, do jakich dotarła Bikont, wynika, że Irena Sendlerowa bardzo pilnie strzegła swojej biografii, którą tu i ówdzie podkolorowała, w innych zaś miejscach przemilczała.
„Sendlerowa. W ukryciu” mimo rozbicia kilku mitów powstałych wokół działaczki „Żegoty”, nie neguje jej heroizmu i bohaterstwa, podkreśla trud i niebezpieczeństwo, z jakim codziennie się spotykała. „Dlatego zajęłam się Sendlerową, że stała się tym narodowym alibi, odpowiedzią na Jedwabne. Tak o sobie mówiła. Zrozumiałam, że liczba 2,5 tys. uratowanych dzieci ma przykryć liczbę 1,6 tys. Żydów, o której Jan Gross pisał, że zginęli w Jedwabnem z rąk Polaków” – wyjaśnia autorka. Książka ta nasuwa ważne pytania co do kwestii antysemityzmu, który Sendlerowa nazywała „plagą Polaków”. Wrażenie robi solidność i rzetelność, z jaką Anna Bikont oddaje się tematowi. Reportaż liczy ponad tysiąc przypisów, jest szczegółowo udokumentowany, kryją się za nim setki rozmów, dziesiątki przeszukanych archiwów. 4 lata porządnej, reporterskiej roboty.