Dnia 16 października 1978 roku na Mount Evereście temperatura powietrza wynosi minus 30 stopni Celsjusza, wiatr jest słaby, widoczność stosunkowo dobra. O godzinie 13:45 mieszkająca w Warszawie 35-latka jako pierwsza spośród polskich wspinaczy, a trzecia kobieta w świecie, zdobyła najwyższy szczyt świata. I zapisuje się w historii.
Niezbyt lubiana, zamknięta w sobie uparta indywidualistka – Wanda Rutkiewicz, tak świetnie przystosowująca się do warunków narzucanych przez naturę, nie za dobrze radziła sobie w kontaktach z ludźmi. Obraz najbardziej znanej polskiej himalaistki w książce „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci” kreślony jest przez dziesiątki osób, które – chociaż przelotnie – miały z nią do czynienia. Dzięki temu powstał wielobarwny, złożony portret osoby, która wzbudzała zazdrość i podziw żelazną dyscypliną; osoby żyjącej od wyprawy do wyprawy, której jedyną miłością pozostawała wolność i góry. A wówczas nie było łatwo: Rutkiewicz była poniżana i traktowana gorzej tylko dlatego, że jest kobietą – jednostką słabszą, która, jak uważano, w górach będzie jedynie kulą u nogi.
Nie była. Prześcignęła i wprawiła w zdumienie niejednego mężczyznę – Polaka, Niemca, Amerykanina. Dotarła nie tylko na najwyższy ośmiotysięcznik świata, ale także – jako jedyna kobieta na świecie – na K2, uznawany za najtrudniejszy do zdobycia. W życiu prywatnym nie miała tyle szczęścia: dwukrotnie rozwiedziona, nie miała dzieci, często nieszczęśliwa. „Ludzi najbardziej drażni to, że ryzykujemy życie dla czegoś, co wydaje się kompletnie bezużyteczne, nikomu niepotrzebne. Ale może to jest potrzebne tym, którzy to robią! Może oni po prostu potrzebują tego, by żyć” – mówiła. I powtarzała, że tylko wtedy, gdy ma świadomość, że może zginąć, czuje smak życia.
„Zginę w górach” – zawsze powtarzała, i słowa dotrzymała. Wanda Rutkiewicz zaginęła w maju 1992 podczas ataku szczytowego na Kanczendzongę. Jej śmierci nikt nie widział, jej ostatniego słowa nikt nie słyszał, jej ciała nikt nie odnalazł. Na początku XXI wieku do Izby Pamięci Jerzego Kukuczki zapukała para turystów, która twierdziła, że w jednym z klasztorów w Tybecie spotkała postać przypominającą zaginioną przed laty himalaistkę. Jej odejście, tak jak wiele zdarzeń z jej życia, do dziś pozostaje tajemnicą.
Rutkiewicz inspiruje, nie tylko osoby zainteresowane wspinaczką. Inspiruje do zmiany stylu życia, przyjrzenia się naszym potyczkom z codziennością. Jej wytrwałość, ambicja i siła ducha sprawiają, że czujemy się zawstydzeni własną biernością. Anna Kamińska nie gloryfikuje himalaistki, raczej stara się pokazać, jak zagadkową osobą była, z iloma demonami musiała się mierzyć. Autorka czyni to z wielkim taktem, wnikliwością i obiektywizmem. Czyta się jak najlepszą powieść.